RAKI W GARNKU (Aleksander Fredro)
Nie tak to diabeł straszny, jak malują ludzie,
Stary rak do rodziny rzekł w kuchennéj budzie,
Wprawdzie znów naszych w torbę chwycono podrywką,
Lecz zaraz nakarmiono grysem i pokrzywką;
Wprawdzie raki już nadal cofać się nie mogą,
Ha! cóż robić! duch czasu — naprzód nową drogą.
Teraz jakiś pan biały, z fartuchem w szlafmycy,
Raczył nas wsunąć gładko do jakiéjś ciemnicy.
Ach! jakże tu przyjemnie, ach jakże tu miło;
O świętym Janie w wodzie tak ciepło nie było.
Rozkosz, tu się podniosę, a tam się położę,
Ciepło i coraz ciepléj!... No, no, trochę dużo,
Ba, nadto, wściekle kipi! aż się ściany kurzą;
Héj! Hola! piecze, parzy, duch w piersiach zaparty,
Niechże was piorun trzaśnie, o wy wściekłe czarty!“
Nie pomogło Ach i Och! koniec końców taki,
Że radykalnie były zgotowane raki.